Dyskusja na temat tego, kiedy zaczynać ze szczeniakiem czy młodym psem treningi, jak zaczynać, co jest za dużo, co nie jest za dużo trwa od lat. Osobiście staram się patrzyć na to nie tyle poprzez pryzmat konkretnych dat, ale ogólnej dojrzałości fizycznej i psychicznej psa i celu, jaki chcę osiągnąć, a przy tym pamiętać , że może do niego prowadzić wiele dróg (ale niektóre są lepsze niż inne ;)). Swego czasu czytałam wypowiedź bardzo znanej na świecie zawodniczki agility, na której personalia spuśćmy zasłonę miłosierdzia, która mówiła, że ze szczeniaczkiem biega trójkowe kombinacje, bo szczeniaczek ma krótkie nóżki, biega wolno i dzięki temu wszystko się udaje i tak właśnie szkoliła swojego psa, który do tej pory odnosi duże sukcesy, a ma już chyba z 10 wiosen. Tenże piesek uczony był slalomu za rączką i też go jakoś robi ładnie i niezależnie, nauka radziecka zna takie cuda i przypadki ;). Z drugiej strony wielu równie znanych i odnoszących równie wielkie sukcesy zawodników zaczyna później i zupełnie innymi metodami, a przy tym trąbi na lewo i prawo, żeby szczeniaka nie przeciążać, nie eksploatować na przeszkodach i w ogóle nawet z dorosłym psem dbać o to, by nie trenować za dużo, w zamian zapewniając mu różnorodną aktywność fizyczną typu spacery, pływanie, szkolenie w innych sportach etc. Pewnie można by mnożyć przykłady w obie strony, tylko jaki z tego wniosek?
Wniosek jest taki, że trzeba mieć własny rozum i oczy w głowie. Wpuszczając młodego psa po raz pierwszy na przeszkody nie patrzę na to, czy ma 5 miesięcy czy 15, tylko jak się rusza i co już umie. Każdy mój pies zanim skoczył pierwszą hopkę w życiu miał za sobą godziny spacerów i swobodnego biegania, dziesiątki nauczonych sztuczek, podstawy w postaci ogólnego posłuszeństwa, rozumienia mojej mowy ciała, zostawania, aportu, a w przypadku młodszych moich psów jeszcze dodatkowo samokontroli, wysyłania do zabawki, przełączania się pomiędzy zabawką i jedzeniem oraz pomiędzy pobudzeniem i wyciszeniem. Zanim skoczył hopkę z tyczką, robił ćwiczenia na technikę skoku na regulatorach, po to by wiedział, jak się to robi. Zanim skoczył hopkę z tyczką, uczony był wysyłania do obiegania odkosów i wyszukiwania przeszkód, po to, by umiał szukać sobie linii i przeszkód. I tak dalej - zanim zaczął pokonywać jakąkolwiek przeszkodę, miał zbudowane podstawy, by wiedział, jak to zrobić bezpiecznie i prawidłowo.
Druga sprawa, to wybór metod szkoleniowych. Z premedytacją decyduję się na rozłożenie nauki poszczególnych przeszkód na tygodnie lub miesiące. Po pierwsze dlatego, że chcę, żeby pies się fizycznie stopniowo do tego przygotowywał. Jasne, mogłabym mu podnosić tyczki szybko albo zacząć od wysokich, ale wolę to robić powoli co parę centymetrów, tak by pies uczył się, jakiego ruchu potrzebuje, by dobrze skręcić, by budował sobie mięśnie i koordynację. Tak, mogłabym zapewne "nauczyć" slalomu w parę dni taką czy inną metodą, ale wolę, żeby pies najpierw potrafił skracać wykrok i robić różne wejścia, by poznał jak najwięcej różnych rozproszeń na etapie, na którym to, czego od niego wymagam jest jeszcze stosunkowo proste i by stopniowo przygotował sobie mięśnie i kręgosłup do takiego dziwnego poruszania się. A przy tym wszystkim przyświeca mi cel, jaki chcę osiągnąć - czyli żeby pies naprawdę rozumiał dane zadanie, ze wszystkimi jego subtelnościami i trudnościami. Wiele psów robi slalom, ale niewiele go naprawdę umie w takim znaczeniu, w jakim ja to pojmuję - czyli że potrafi wejść samodzielnie z każdego kąta, niezależnie od tego, gdzie znajduje sie przewodnik i potrafił go pokonać do końca niezależnie od rozproszeń takich jak ruch przewodnika, jego odległość od psa, inne przeszkody w pobliżu i inne nietypowe sytuacje. To samo dotyczy strefówek - wiele psów potrafi na nie wejść i z nich zejść, nie zabijając się przy tym, ale ile z nich rzeczywiście wie, co ma na nich zrobić? Niezliczoną liczbę razy słyszałam pytanie: "Ale ile to będzie trwało?" w odniesieniu do nauczenia danej przeszkody lub przygotowania do startów. Odpowiedź brzmi "Tyle, ile trzeba. Nie ma terminu końcowego". Dla wielu osób takim terminem wydaje się osiągnięcie przez psa wieku umożliwiającego starty, przez co decydują się na metody, które ich zdaniem dadzą szybki efekt... ja wolę zmaksymalizować swoje szanse na to, że pies będzie robił wszystko NAPRAWDĘ DOBRZE, a nie w krótkim terminie. Tak na marginesie, mądre planowanie treningu i podnoszenie wyzwań w taki sposób, by zapewnić psu sukces zazwyczaj i tak pozwalają osiągnąć efekt, o który mi chodzi, szybciej niż metodami "na skróty".
There are no comments yet.